Grało się bardzo przyjemnie. Miałem dwie cięższe gry. W 5. z kolei grze, grałem z Qligiem i straciłem z nim pierwsze punkty (3, ukatrupił i zaanihilował mojego dragona), gra była dosyć zacięta w tym sensie, że musiałem mocno kombinować żeby tych kawalerzystów zabijać. Miałem jednak przewagę 2 piw do 10, więc się udało.
Drugi trudny mecz był z Mulqiem. Zaczął bardzo dobrze. Moje dwie kluczowe karty na tę grę (wiek katastrof i gniew algerotha) nie chciały dojść, a inne kluczowe zostały anihilowane. Pomimo tego miałem poczucie jako takiej kontroli nad grą. To poczucie zostało wzmocnione gdy zakłóciłem play it again, a przykrą niespodzianką + podaj dalej wziąłem pancerz i (na wszelki wypadek) minę. Kilka tur później, gdy już talie się nam skończyły, a na stole miałem przewagę, Muleq zagrał boskie. Przepuściłem, bo uznałem, że nie ma karty która by mi mogła poważnie zaszkodzić. Jak zobaczyłem, że Muleq wziął Biogiganta, to pomyślałem, że zapomniał o mojej minie. Ponieważ prowadziłem 20kilka do 0, byłem już całkowicie pewny wygranej. Biog na stole, dragon dostaje minę i tu mój ogromny błąd, zaatakowałem nie naprowadzając Bioga. Ucieczka, zakłócenie, zakłócenie i po grze. Przegrałem wygraną grę. Co najśmieszniejsze zaraz po tej akcji zorientowałem się jaki błąd popełniłem, ale Muleq do końca rozgrywki nie wiedział o co chodzi
Pokazuje to, że obaj byliśmy już mocno zmęczeni.
Ostatnią grę grałem z Madravem, udało mi się grizzlim zabić biogiganta wypełniając przy tym zabójstwo. Musiałem tę grę wygrać mniej więcej 25 pktami, wygrałem 60, więc ten beznadziejny błąd z gry z Mulqiem przeszedł bez konsekwencji.
PS. Wydaje mi się Muleq, że źle policzyłeś moje małe pkty (z moich orientacyjnych wyliczeń wynika, że powinienem mieć co najmniej 240, mogę się oczywiście mylić). Nie ma to już jednak znaczenia.