Ok, parę słów ode mnie.
Podczas gier sparingowych w BB za dobrze mi nie szło, po części była to strategia którą przyjąłem, by później zaskoczyć moich ziomali, bo od razu nastawiałem się na grę dwiema taliami. Mimo wszystko jakoś zachwiało to moją wiarę w decki i za wiele się nie spodziewałem. Okazało się na szczęście, że nie było źle, a wręcz przeciwnie.
Niestety, losowanie grup wypadło fatalnie - sprawdziła się najgorsza dla mnie opcja - wszyscy z BB graliśmy w grupie B, więc każdy znał jedną z moich talii i był przygotowany na grę z nią. Prócz tego Kati i Skoq, z którymi ostatnio przegrałem, stąd moja pierwsza reakcja "@%$#$% mać, nie wyjdę z grupy"
Pierwszą grą był dosłownie bratobójczy pojedynek - grałem z Qbą. Nie miałem tu wątpliwości którą opcję wybrać - talia na Toshiro i paparazzo praktycznie zawsze z nim wygrywała. W dodatku nie podeszła mu karta, na stół wyskoczył tylko jeden wojownik, którego natychmiast zfalowałem, Nozaki leżał na stole prawie od początku i Toshiro spokojnie sobie dojechał do 40 punktów.
Druga gra to pierwszy mecz z Katim - zsidowałem się na Tajemniczy Uśmiech Walpurgjusza™, z uwagi na fakt, iż sądziłem że będę w stanie powstrzymywać jego ataki. Wyglądało na to, że tak się stanie - udało mi się rozstawić, Ilian dzielnie całunowała, niestety w trakcie gry spadły mi ze stołu jakieś czaszki, ostatecznie musiałem obracać talię i czekać aż znowu przyjdą. Karta nie ułożyła się za dobrze, po obrocie zakłócenia nie chciały przychodzić gdy były potrzebne a czaszki się gdzieś schowały - Katiemu stopniowo udało się zdemontować moją obronę i po około godzinnym, epickim pojedynku zakończyć grę na swoją korzyść.
vs Skoq (1) Tutaj z żelazną konsekwencją zastosowałem się do tego co sobie ustaliłem - nie będę grał czaszkami na bractwo. Nie miałem nieudanych czarów, więc jedna anihilacja mogła skończyć moją grę. Tak więc side na Toshira w Błysku Fleszy™. Nie byłem zbyt dobrej myśli, jako że gry ze Skoqiem przeważnie mi nie idą - te jego krowy zawsze robią jakieś dziwne rzeczy i ja sam przestaje wiedzieć co się dzieje i co w ogóle robię. tutaj na szczęście udało mi się zachować trzeźwy umysł, gra ciągnęła się długo, na szczęście udało mi się obrócić talię 2 razy, a Skoq w wystrzelał się nieco z argumentów. W pewnym momencie dostrzegłem szansę, Skoq chyba zapomniał o tym, po co mam na stole powystawianych paparazzo i w jednej turze udało mi się dokonać rzezi bractwa za niebotyczne ilości punktów. Wygralem, odetchnąłem z ulgą i poprosiłem opatrzność, bym już nie musiał ze Skoqiem tego dnia grać.
vs Trouble
Ponowny side na Walpurgjusza. Szybko doszedł mi Durand, który - jak się okazało - doskonale zablokował stół na dość długo. Trouble ciągle próbował wystawić wojnę totalną, którą ja uparcie zrzucałem ze stołu. Durand stał i mężnie się uśmiechał, niestety, w pewnym momencie musiał zejść na placówkę, co sprawiło mi wiele problemu - mimo Walpurgjusza na ręce, nie mogłem go wystawić. Wkrótce na stole pojawiła się Ilian i całun. W końcu udało mi się wystawić Lutka, zejść kardynałem z placówki i wystawić Walpurgjusza. Od tego momentu gra zamieniła się w ciągłe całunowanie, zbieranie czaszek i blokowanie Troublowi prób zrzucenia mi wojów i obrócenia talii. Czaszki szły bardzo powoli - jak się później okazało, ostatnia była bodaj przedostatnią kratą w talii. Mina Troubla mówiła wszystko co sądzi o mojej wspaniałej talii i o tej grze, mimo to, niezrażony dzielnie wystawiał na stół wszystkich wojowników ze swojego decka.
To co wydarzyło się na końcu najlepiej podsumowuje tekst Izziego, który akurat zerknął na sytuację na stole gdy przechodził: "Trouble, coś ty narobił?"
Tak oto w końcu przyszła ostatnia czaszka, Walpurgjusz uśmiechnął się tajemniczo i dokonał dzieła zniszczenia. Wszyscy Troublerowi woje ze stołu (a było ich ze 15 spokojnie na moje oko
) zostali zczaszkowani, mój licznik punktów zwycięstwa eksplodował, a mecz się skończył.
vs Izzi
W sparingach wygrywał z czaszkami praktycznie wszystko swoją zrypaną talią - stąd decyzja o graniu Toshiro. Niestety, jego sidebar był na to przygotowany, a on sam wcześniej miał czas podejrzeć moje gry i zobaczyć deck alternatywny. Tak więc gdy już byłem bezpieczny i raczej przekonany o rychłym zwycięstwie, prowadząc 29:0, w moją stronę zaczęły latać wstydy i inne przykre karty - po kilkakrotnej utracie aury mistycznej odporności nie byłem już w stanie bronić się przed naporem mrocznej harmonii, ostatecznie Izzi przeważył i rozstrzygnął mecz na swoją korzyść, a mi pozostał smutek i żal.
vs Lux
Wiedziałem, że ma w sidebarze dużo kart do gry przeciw czaszkom, więc po prostu pozostałem przy Mishimie. Mecz właściwie kontrolowałem od początku do końca, i tylko jeden moment podniósł mi ciśnienie - na Tośka poleciało powołanie, co mogło diametralnie zmienić wynik. Na szczeście moja ręka była odpowiednio przygotowana, udało mi się obronić i spokojnie dowieźć grę do końca.
vs Arctus
Niestety dał walkowera
Tak oto fazę grupową zakończyłem z 2 porażkami z Katim i Izzim, którzy zajęli odpowiednio 1 i 2 miejsce w grupie. Moim kolejnym przeciwnikiem okazał się być Muleq, który coś strasznie nie chciał ze mną grać, do końca dopingując Izziego by się podłożył i przegrał z Qbą, boby nam zmieniło miejsca w grupie - chyba miał przeczucie co go czeka
.
vs Muleq (ćwierćfinał)
Wiedziałem że Muleq gra bractwem, więc czaszki odpadały, wiedziałem że ma cios dla kardynała, więc grałem Tośkiem z bandą paparazzo i dorzuciłem kilka kart do uwalania misji. Gra zaczęła się dla mnie niezbyt ciekawie - karta nie chciała iść jak powinna, Muleq się mocno powystawiał i tylko zapychanie stołu paparazzo chroniło mnie przed groźbą szybkiego i mocarnego wjazdu w puste. Mulqowi udawało się dobrze zrzucać toshiro ze stołu gdy ten się pojawiał, więc stwierdziłem, że muszę go po prostu wziąć na przetrzymanie - w stronę braci zaczęły latać kolejne fale tchórzostw, a ja sam pilnie obserwowałem upływ kart w talii oponenta, swoją obróciwszy. Z każdym kolejnym tchórzostwem obserwowałem zmieniający się wyraz twarzy Mulqa, najpierw było to niedowierzanie, a następnie rosnąca irytacja. W końcu stwierdził że ma takie granie w głębokim poważaniu i postanowił skończyć grę czołgiem - niestety ten naciął się na po namyśle. Próbował także ciosu dla kardynała, który od razu spadł. Od tego momentu irytacja zmieniła się w gniew - karty latały, z ust Mulqa, który miał już 38 pkt i nie mógł za cholerę skończyć gry, wydobywały się nieparlamentarne określenia, a ja sam musiałem kilka razy zbierać punkty. W końcu, stwierdziwszy że przeciwnik jest większy, zacząłem dyskretnie rozglądać się za możliwymi drogami ucieczki
. Na szczęście Muleq wytrzymał, tchórzostw poleciało chyba ze 12, skończyły mu się karty i ćwierćfinał rozstrzygnął się na moją korzyść.
Wrażenia Mulqa z gry najlepiej podsumowuje cytat "nie dość że gra taką talią to jeszcze mu to %$^%$ sprawia przyjemność!"
Wybacz Muleq
vs Skoq(2) półfinał
Nie wiem dlaczego, ale siadając do gry czułem że przegram - byłem dość zmęczony, Skoq długo grzebał w sidebarze a ja sam czułem się niepewnie. Złe nastawienie poskutkowało ogromną ilością błędów, które w tej grze popełniłem, a które litościwie dla siebie przemilczę. Dość powiedzieć, że Toshiro popełniali sepukku na wojach Skoqa, a ja sam źle policzyłem karty które mam do obracania talii, co poskutkowało w pełni zasłużoną porażką i finałem dla Skoqa, na który ja tym meczem absolutnie nie zasłużyłem.
vs Kati (2) o 3 miejsce
Ostatni mecz na otarcie łez. Tym razem postanowiłem spróbować grać z nim Tośkami, skoro czaszki nie dały rady. Właściwie gra przebiegała dość podobnie do tej z Mulqiem - po prostu postanowiłem wziąć Katiego na przetrzymanie. W grze bardzo pomagali mi moi towarzysze z Bielska stojący obok ("no kończ już!", "weź się poddaj!", "przegraj w końcu!" "chcę iść spać!" etc. dzięki chłopaki za wiarę i doping
). W pewnym momencie miałem już tak obstawioną rękę, że byłem gotów praktycznie na wszystko. Kati atakował, atakował i atakował, ale ściany tchórzostw sforsować mu się nie udało. Przeciwnikowi zabrakło kart i mecz zakończył się moim kontratakiem i zwycięstwem.
Tak oto Falkon zakończyłem na niezłym, 3 miejscu. Grało mi się naprawdę świetnie i dzięki Wam za to. Pozdrawiam zwłaszcza tych, których gra ze mną doprowadzala do szału i obiecuję jeszcze nieraz zdenerwować ich moimi przyszłymi deckami!
.