Turniej uważam za bardzo fajny, mimo że do tej pory mam siniaki po laniu, jakie dostałem od Lapsona. Tak jednak bywa i trzeba być twardym nie miętkim
Przy kliku innych rozgrywkach też się zdziwiłem np. jak Necrobutcher w drugiej turze miał już u siebie trzy biogiganty.
Karty najlepiej poukładały mi się w grze z Pawłem (jedyna rozgrywka, jaką wygrałem) i to do tego stopnia, że kiedy pomyślałem „teraz przydałaby mi się taka karta” to zaraz ją dociągałem. Sytuacja odwróciła mi się po chwili, gdy usiadłem do stołu z Lechem. Miałem jednego wojownika i duuuuużo ekwipunku. Z wojownikiem Lechu poradził sobie szybko i w ten sposób moje możliwości ofensywne zostały … z lekka ograniczone. Po kilku turach stał się istny cud – dociągnąłem zbrojownie. Jak Lechu zobaczył, że zrzucam od razu na nią pięć kart to spytał „… ale pamiętasz, że tam idzie tylko ekwipunek?” Powiedziałem, że pamiętam, a on w zamian rzucił wiek katastrof. Na dobrą sprawę był to już ostatni kopniak w tyłek, bo na tym etapie mecz był już dawno przegrany. Z nekro grało się fajnie, bo nie udało mu się ukryć jak bardzo jest zdziwiony widząc moją talię (owszem, mam specjale w talii, ale pewnie były tam gdzie moi wojownicy przy meczu z Lechem).
I to tyle z ciekawszych rzeczy. A co do pojawiania się na kolejnych turniejach to owszem, mam taki plan.
P.S.
Wiem, że moja talia jest oldschoolowa (ależ to ładny eufemizm), nie musicie powtarzać mi tego po raz setny