Marca 29, 2024, 02:13:35 pm

Autor Wątek: Historia Świata  (Przeczytany 6360 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Nicodemus

  • Administrator
  • *****
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 568
    • Status GG
    • Zobacz profil
    • http://www.doomtrooper.pl
Historia Świata
« dnia: Maja 19, 2006, 12:17:50 pm »

Siedziałem wczoraj i skanowałem do 2 w nocy zeby wam to wkleic :) (ale internet mi odlaczyli jak skonczylem :/ ) Tekst jest odczytany programem OCR wiec moze miec sporo literowek ktore darujcie (troche popoprawiałem), ale macie polski tekst Historii Kronik Mutantów.
Jeśli ktoś nie czytał to po przeczytaniu tej historii człowiek wczuwa sie w inny sposob w granie :)
Miłego czytania życze


DOOM TROOPER – Historia Świata

Wojna Na Wieki, Amen
1500 lat temu człowiek po raz pierwszy postawił stopę na Księżycu - jeden mały krok człowieka stał się jednym wielkim skokiem ku przepaści. "Przychodzimy w pokoju dla całej ludzkości" - arogancja, naiwność nie znały granic. Czy oni naprawdę myśleli, że przekreślą miliony lat mordów i zdrad jednym tylko gestem pojednania? Apetyt ludzkości na niszczenie przemienił piękną niegdyś Ziemię w toksyczne wysypisko śmieci, jej skarby zostały rozgrabione, jej zasoby wyczerpane. Pozostała opuszczona przez Megakorporacje niczym zużyty śmieć. Te organizacje miały pieniądze i możliwości, aby opuścić na zawsze Ziemię i zamieszkać w Kosmosie. Gdy brakło już środków do życia uciekli, aby założyć nowe domy na innych planetach Układu Słonecznego, a ze sobą wzięli swoje bogactwa, swoje armie i swoją żądzę władzy. Tragedia rozpoczęła się na nowo. Gwałt, mord, zdrada, wojna, krew... zawsze tak było i zawsze tak będzie... wojna na wieki... Amen

Eksodus
Pod koniec dwudziestego pierwszego wieku świat nie był już podzielony na narody i państwa, lecz na ogromne organizacje finansowe znane jako korporacje. Te kompanie podzieliły między siebie każdy skrawek ziemi, każdą kropelkę wody, każde źdźbło trawy. Nic, co miało jakąkolwiek wartość, nie pozostało niczyje, nic nie pozostało niechciane. Wciąż mniej i mniej sporów rozstrzygano w sądach, a siła militarna korporacji wciąż rosła. Gdy zaczęto szukać surowców na innych planetach stało się mniej ważne kontrolowanie dóbr na Ziemi. Po co walczyć o wyczerpujące się zasoby w górach Syberii, gdy misje ekspedycyjne odkryły wielkie złoża na Masie, Merkurym czy Wenus? I po co transportować je z powrotem na Ziemię, gdy założenie baz na którejś z tych planet byłoby znacznie tańsze?
Dynamiczna korporacja Capitol jako pierwsza założyła stałą bazę na Księżycu, Lunę. Istnienie wody na Księżycu uczyniło go idealnym miejscem startowym dla statków kosmicznych, gdyż woda mogła być łatwo rozszczepiana na wodór i tlen, dwa główne składniki paliwa rakietowego.

Cl, KTÓRZY WYBRALI ZOSTAĆ, POZNALI SMAK GORYCZY. Stein patrzył, jak ostatni z wielkich statków transportowych znika w gęstych chmurach. Kolumna ognia była wyraźnie widoczna dopóki chmury nie przesłoniły wszystkiego i tylko ryk silników rozbrzmiewał w oddali. Zaczęło padać i ludzie biegali szukając osłony przed toksycznym deszczem. Trująca woda paliła go w oczy, ale on wciąż patrzył w górę, tam, gdzie jeszcze przed chwilą zniknął ostatni statek. Chcieli go wziąć ze sobą, lecz on odmówił. Odmówił, bo ona też odmówiła... kłamała.

Capitol nie był sam, inni również podążyli jego śladami. Bauhaus, którego technologia nie miała sobie równych, Imperial, którego nawigacja i wyszkolenie ludzi były doceniane przez wszystkich, Mishima, która podejmowała się wyzwań, które inni odrzucali uważając je za zbyt niebezpieczne. Wiele innych mniejszych korporacji również próbowało swoich sił, lecz zostały szybko wchłonięte przez gigantów broniących swojej pozycji z bezwzględną determinacją. Stały się one później znane jako Megakorporacje, ich siła była wielka. Megakorporacje zwiększały możliwości podróży kosmicznych i kształtowania atmosfery dopóki kolonizacja innych planet nie stała się realnym przedsięwzięciem. Obsesją ludzkości stało się przekształcanie innych planet tak aby przypominały Ziemię. Silne nadprzewodnikowe regulatory grawitacji zostały zakopane głęboko pod powierzchnią planet, zbudowano olbrzymie fabryki zamieniające rzadkie toksyczne gazy w zdatne do oddychania powietrze, rozpylane z orbity enzymy organiczne powoli zmieniały nieurodzajną ziemię w żyzne gleby. Cały ekosystemy były zaprojektowywane tak, aby odpowiadały warunkom panującym w danym środowisku. W użyźnione grunty zasiano genetycznie zaprojektowane rośliny, o przyspieszonym tempie rozwoju. Rozkwitające w wymuszonym pośpiechu życie pojawiło się tam, gdzie natura, w swojej mądrości, nie odważyła się go stworzyć. W połowie dwudziestego drugiego wieku wszystkie wewnętrzne planety Układu Słonecznego zostały zasiedlone i Megakorporacje zaczęły się interesować większymi planetoidami z pasa asteroidów oraz wielkimi księżycami Jowisza. Lecz wszystko to osiągnięto kosztem zrujnowania Ziemi. Niebo stało się czarne, głód, wojny i zaraza niczym wygłodniałe Iwy nękały ludzkość. Wydawało się, ze to Armagedon wreszcie nadszedł. Populacja ziemi błagała niebiosa o zmiłowanie, ale to nie Bóg zstąpił aby im pomóc, lecz zrobiły to Megakorporacje. Traktując ludzi jak każdy inny towar wybrali najlepszych i najzdolniejszych, zostawiając chorych i słabych aby utopili się w trującym szlamie i toksycznych odpadach świata, który stracił wszystko co miał. Zbudowali gigantyczne statki transportowe aby przenieść wybranych do Nowych światów przygotowanych specjalnie dla nich. Ludzkość została podzielona między Imperial, Capitol, Bauhaus i Mishimę, cztery wielkie potęgi, nieporównywalne z niczym innym znanym człowiekowi.
I był płacz i zgrzytanie zębów, kiedy chorzy, słabi lub zbyt dumni, zęby sprzedać swój honor, obserwowali olbrzymie statki odlatujące w kolumnach ognia i znikające w dusznych brązowych chmurach. Megakorporacje nie zostawiły nic za sobą, ani środków do życia, ani wiedzy, ani technologii, które mogłyby by być użyte kiedyś przeciwko nim. Uciekli z zarażonego domu i w ten oto sposób ludzkość opuściła miejsce swoich narodzin w tej największej migracji w historii świata, w tym Eksodusie całej rasy ludzkiej.

Gdzie Anioły nie Ważą się Stąpać I fale Mrocznej Harmonii wyszły ze Stalowej Tablicy niczym macki z czarnego stawu, niczym fale dźwięku z uderzeń gongu. Okropny głos przemówił... "Popatrz w twarz Złu i zadrzyj!".

Łącząc siły cztery Megakorporacje zniszczyły wszelką konkurencję. Jednak odwieczna klątwa niezgody i tym razem nie pozwoliła o sobie zapomnieć. Tyle było zasobów do zagarnięcia, tyle terenu do zajęcia, jednak dla kierownictw korporacji dzielić się znaczyło przegrać. Powoli każda z nich zaczynała działać tylko we własnym interesie, coraz bardziej odcinając się od innych. Każda z korporacji uznała jedną z świeżo zasiedlonych planet za swój teren, mimo tego, że inni nie pozwolili im w pełni urzeczywistnić swoich planów desperacko walcząc o swoje kolonie. Na Merkurym pozycja Mishimy była najsilniejsza. Aby przystosować planetę do zamieszkania wykuto wielkie podziemne jaskinie, zdolne dać nowy dom i schronienie milionom, które tu przetransportowano. Wielkie miasta, kompleksy górnicze i gęste dżungle powstały w tych ukrytych głęboko pod ziemią tworach ludzkiej ręki, mających za zadanie chronić przed ogniem promieni słonecznych i lodowatym zimnem długich merkuriańskich nocy. Wenus jest największym zasiedlonym światem, jest też domem dla największej liczby kolonistów ze wszystkich korporacji, jednak dominującą pozycję ma Bauhaus. Kiedyś piekło siarkowych deszczy i dusznego gorąca, teraz planeta pokryta jest gęstą dżunglą i głębokimi oceanami. Heimburg, miasto Bauhausu, jest niewiarygodnym świadectwem tego, czego ludzkość może dokonać w przeciągu pięćdziesięciu lat. Zycie na Wenus różni się znacznie od życia na innych zamieszkanych planetach w Układzie Słonecznym. Tylko tutaj Słońce wschodzi na zachodzie i zachodzi na wschodzie. Inaczej niż gdziekolwiek indziej dni na Wenus są dłuższe od lat. Jeden wenusjański dzień trwa 243 dni ziemskie. Stworzenie roślin i zwierząt mogących przetrwać noc trwającą 121 i pół doby jest jednym z największych osiągnięć inżynierów genetycznych Mishimy i Bauhausu. Nic dziwnego, ze to właśnie tutaj można spotkać najdziwniejsze rośliny i zwierzęta. Capitol pierwszy rozpoczął kolonizację Księżyca Ziemi i zbudował na nim Lunę, najwspanialsze miasto wszechczasów. Pozycja tej korporacji jest również bardzo silna na Marsie, którego czerwone pustynie zostały przekształcone w żyzne gleby i w którego niegdyś pustych kanionach płyną zimne rzeki.

Mroczna Harmonia. Charakterystyczny zapach strachu był wyczuwalny w każdym zakątku stacji orbitalnej, gdy kontrolowane przez komputer systemy uzdatniania powietrza zaczęły wydmuchiwać trujące gazy zamiast je pochłaniać. Dwóch członków załogi było martwych, zabitych w serii gwałtownych awarii elektrycznych. Stacja pracowała na zasilaniu awaryjnym, a systemy komunikacyjne nie działały. Dowódca stacji Breonan walcząc z coraz silniejszymi zawrotami głowy i mdłościami zobaczył jak jeden z techników próbuje, przechodząc obok komory powietrznej, dostać się do głównego panelu sterowniczego. Jedno naciśnięcie przycisku wystarczyłoby aby wyłączyć komputer, który zdawał się z nieziemską determinacją dążyć do zniszczenia stacji. Technikowi, walczącemu z bezwładnością swojego ciała, w końcu udało się dosięgnąć dc panelu, gdy nagle komora się otworzyła. Huragan pędzącego powietrza wessał go gwałtownie z powrotem, z głuchym odgłosem uderzając jego ciałem o półotwartą przegrodź. Wrzask zmieszał się z odgłosem łamanych kości gdy został wessany do komory, Nagle wszystko ucichło gdy komora się zamknęła, przecinając ciało pechowca od prawego ramienia do lewego biodra. Trudny do zidentyfikowania kawał ludzkiego ciała zaczął powoli dryfować po pomieszczeniu, krew formowała się w karmazynowa kule. Brennan zaczął się gwałtownie trząść, wiedział że jest w mocy demona i nie miał już nadziei.

Zawsze gotowa do eksploracji nowych światów korporacja Imperial mniej od innych interesowała się wewnętrznymi planetami układu. Ich wpływy sięgnęły dalej, założyli bazy na asteroidzie Wiktoria i na największym księżycu Jowisza, Ganimedesie. Nowy Złoty wiek nastał dla ludzkości, która zachwycała się swoją mocą. Stworzyli największe, najbardziej zaawansowane technologicznie społeczeństwo, wydawało im się, ze są niepokonani. Budowali załogowe statki kosmiczne zdolne dotrzeć do najdalszych zakątków Układu Słonecznego. Potężne komputery stworzyły kody DNA odporne na wszelkie choroby. Te same komputery zarządzały każdym aspektem życia korporacji, od nawigacji statków do wyszukiwania surowców. Zaawansowane SI (sztuczne inteligencje) przewidywały napięcia i protesty populacji i doradzały środki zapobiegawcze. To one były odpowiedzialne za strategię korporacji, to one przeprowadzały trudne negocjacje. Komputer - sztuczny mózg - stał się niezastąpiony.
Lecz nic nie może trwać wiecznie. Upadek jest zawsze bolesny... W roku 2200 pionierska część korporacji Imperial, Imperialni Konkwistadorzy, wylądowali na Plutonie. Od razu rozpoczęli powierzone im zadanie przystosowywania planety do zamieszkania przez człowieka. Pierwszą rzeczą do zrobienia było umieszczenie głęboko pod ziemią stabilizatorów grawitacji. Olbrzymie nad-przewodnikowe urządzenia wwierciły się w gruz i zniknęły pod powierzchnią, aby ustabilizować pole grawitacyjne planety, tak, aby przyciąganie było równe ziemskiemu, co pozwoliłoby na rozpoczęcie prac nad stworzeniem atmosfery. Jednak czternasty, ostatni regulator będąc jedynie kilometr pod ziemią natrafił na coś, co nie miało prawa istnieć, coś, co oparło się diamentowej głowicy wiertniczej, coś całkowicie nienaturalnego, nie mającego nic wspólnego z człowiekiem. Konkwistadorzy skontaktowali się z bazą na Wiktorii po rozkazy, co czynić. Dzień później otrzymali dwie odpowiedzi. Pierwsza była standardową dyrektywą SI: "Przerwijcie działalność. Zapiszcie dokładną lokację artefaktu i skończcie misję." Druga odpowiedz była oficjalnym rozkazem od dyrektorów: "Poprzedni rozkaz odwołany! Zbadajcie artefakt i wydobądźcie go o ile okaże się to możliwe." Po kilku dniach artefakt został w końcu wydobyty. Okazało się, że jest to wielka metalowa tablica błyszcząca niczym ciemna stal, na której zostały wyryte dziwne linie. Skromne instrumenty badawcze pokazały, że jest to nieznany stop i że tablica jest całkowicie obojętna chemicznie, co jest teoretycznie niemożliwe. Sądząc, że nic mu nie grozi, jeden z Konkwistadorów dotknął ręką jej powierzchni, chcąc zbadać dziwne linie na jej powierzchni. Gdy dotknął tablicy nagle upadł na kolana z oczami wytrzeszczonymi w niewymownej grozie. Jego wrzask został przerwany gdy część jego twarzy została wyrwana w potoku krwi. Jego towarzysze rzucili się, aby mu pomóc. Przez cały czas krwawiący język poruszał się w uszkodzonych szczękach, próbując coś przekazać światu. Podczas prób uratowania jego życia Konkwistadorzy zapisali jego żałosne słowa. Sprzęt laboratoryjny zaczął spadać dookoła nich. Z trudem udało im się wysłać wołanie o pomoc do bazy na Wiktorii, zawierając w nim ostatnie słowa Konkwistadora. Ich dalszy los nie jest znany. Wołanie o pomoc zostało usłyszane w centrum kontroli na Wiktorii. Oni również mieli problemy ze sprzętem, jakby spowodowane gwałtowną burzą słoneczną, mimo tego, że żadnej wcześniej nie zauważono. Zanim stracili zasilanie udało im się odczytać, co powiedział umierający Konkwistador, co powtarzał w kółko, dopóki życie nie wyciekło z jego pokaleczonej czaszki, jego mowa była słaba, lecz zrozumiała, powiedział "Pocałowała mnie...". "Pocałowała mnie... "Pocałowała mnie!”

Mroczna Harmonia
Dopiero po wielu latach związek między Stalową Tablicą na Plutonie i zepsuciem się systemów elektronicznych został ostatecznie potwierdzony. Cała ludzkość wiedziała, że ich komputery, ich SI zamilkły pełne złej woli. Bóg opuścił swój lud. Nie zdarzyło się to nagie, lecz falami niczym uderzenia mściwego serca lub fale mrocznego przypływu. Każda z korporacji obciążała winą pozostałe, ale miesiące upływały i wszyscy w końcu musieli przyznać, ze za tym kryje się coś zdecydowanie bardziej mrocznego i przerażającego niż wirus hackera. Sporadyczne wcześniej awarie stały się codziennością, ludzie zaczęli umierać. Tracono kontrolę nad stacjami orbitalnymi, dawki żywności okazywały się błędne, źródła energii przestawały działać. Setki tysięcy umarło z zimna i głodu, w wypadkach w transporcie i w fabrykach, gdy komputery zwróciły się przeciwko swoim stwórcom. Systemy finansowe upadły, zapiski i archiwa zniknęły z elektronicznych baz danych. Ludzie się buntowali i korporacje wycofały swoich ambasadorów, aby zaprowadzić spokój siłą. Panika ogarnęła cywilizację, która tak bardzo polegała na myślących maszynach, gdy uświadomiono sobie, że podano rękę Diabłu. Jednak duch ludzkości świeci najjaśniej na tle mroku niepomyślności. Od budowania Piramid w Egipcie do zmieniania niegościnnych światów, wartości definiujące człowieka pozostały takie same: niezmierna pomysłowość i uparta walka o przetrwanie, Krach i zdrada wszystkich "myślących maszyn" znane będą później jako Upadek. Gdy podpory cywilizacji zaczęły się walić dookoła, ludzie z niesamowitą pomysłowością próbowali ratować, co się da. Proste urządzenia elektryczne działały, lecz zaawansowana elektronika stała się bezużyteczna. Można było bezpiecznie poprowadzić prąd przez kabel, lecz zadanie maszynie myślącej pytania tak lub nie na nowo powodowało rozsiewanie ziaren chaosu. Naukowcy ochrzcili to zjawisko Mroczną Harmonią - niepojętym wzorcem, spaczoną logiką entropii. Cywilizacja cofnęła się o trzysta lat do tyłu, jednak pośród upadku jedna gałąź nauki zrobiła wielki krok naprzód, nauka, która badała granice rzeczywistości. Wraz ze wzrostem potęgi Mrocznej Harmonii w Układzie Słonecznym pojawiły się wielkie pola energetyczne. Pulsujące fale elektromagnetyczne rezonowały w sposób, który nie miał żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Zło Mrocznej Harmonii utworzyło wielkie dziury w rzeczywistości, a człowiek przez przypadek odkrył, jak nawigować w nieprzewidywalnych falach czasoprzestrzeni. Pierwsi byli Harrisonowie - mały inżynieryjny klan Imperialu. Eksperymentowali nad nowymi mechanizmami umożliwiającymi dokowanie statków kosmicznych na stacjach orbitalnych. Urządzenie było całkowicie mechaniczne, jego konstrukcja była niesamowicie zawiła i poplątana. Jego zadaniem było mierzenie prędkości, położenia i pędu statku. Informacje były przekazywane przez skomplikowany system zaworów parowych do silników manewrowych, które ustalały właściwy kurs. W porównaniu z poprzednimi, sterowanymi elektronicznie systemami nawigacyjnymi, technologia ta była bardzo zacofana, lecz wszystko było tak dopracowane, że dokowanie w przestrzeni kosmicznej ponownie stało się realne. Dwudziestego czwartego marca 2202 miało miejsce historyczne wydarzenie. Jeden ze statków Harrisonów zniknął będąc na orbicie Ganimedesa. Po kilku godzinach Mishima i Bauhaus poinformowały o wychwyceniu sygnału ratunkowego od statku na orbicie Wenus. Statkiem tym okazał się ten sam statek, który zniknął z orbity Ganimedesa. W jakiś sposób w ciągu kilku godzin udało mu się przebyć drogę normalnie pokonywaną w ciągu kilku miesięcy. Pierwsza podróż przez wiry czasoprzestrzeni miała miejsce, gdy cała technologia stoczyła się w przepaść. Nowa forma transportu przewyższała wszystko, co było znana przed Upadkiem. Chcąc poznać przyczyny dziwnego zdarzenia Imperial domagał się od Bauhausu zwrócenia statku, jednak ten poinformował, że załoga utraciła nad nim kontrolę i statek spalił się w gęstej atmosferze Wenus. Mishima i Capitol potwierdziły tą wersję wydarzeń. Skłamały. Imperial był zmuszony zbudować drugi statek zanim mogli spróbować powtórzyć eksperyment W ten sposób proste urządzenia elektryczne, mikromechaniczne przyrządy napędzane benzyną i proste liczące mechanizmy powoli zastępowały elektroniczne systemy komputerowe i sztuczną inteligencję. Obsesją ludzkości stało się zapanowanie nad technologią pozwalającą kontrolować przejścia przez wiry czasoprzestrzeni. Przez następne dwadzieścia lat około trzydzieści tysięcy ludzi zginęło, oszalało lub po prostu zniknęło, gdy naukowcy poszukiwali odpowiedzi na dręczące ich pytania. Powoli zaczynali rozumieć, że rezonans wewnątrz pewnych mechanizmów tworzył specyficzne pola elektromagnetyczne, które wciągały urządzenie do wirów przestrzeni i czasu. Wiry pojawiały się i znikały dookoła planet, lecz statek mógł tygodniami dryfować nie natrafiając na żaden z nich. Jednak niektórzy posiadali jakiś szósty zmysł, dzięki któremu doskonale wiedzieli, gdzie i kiedy taki wir się pojawi. Nie znano na to naukowego wytłumaczenia, ale tacy ludzie stali się bardzo poszukiwani przez wszystkie korporacje. W ten sposób powstawały nowe statki. Z tyłu miały tradycyjny napęd rakietowy, a z przodu znajdował się nowy mechanizm, znany później jako Napęd Harrisona. Imperial nigdy nie wybaczył pozostałym korporacjom tego, że ukradły jego pierwszy statek. Wprawdzie wszystkie z nich spiskowały razem, aby oszukać Imperial, lecz rywalizacja między nimi szybko je poróżniła. Stosunki pogorszały się coraz bardziej, gdy podróże przez wiry stawały się bezpieczniejsze i mniej ryzykowne. Podróże między światami, które kiedyś liczono w miesiącach i latach, teraz trwały godziny i dni. Paranoiczna trwoga przed niespodziewanym atakiem zaczęła dawać się we znaki. Strach i nienawiść, ukrywane od czasów odkrycia Stalowej Tablicy i Upadku, zaczęły przynosić owoce. Na Wenus napięcie doprowadziło do aktów mordu i przemocy. Korporacje zaczęły mobilizować wielkie armie, tworzone przez ostatnie dwie dekady. Czas, aby ktoś zapłacił za cierpienia ludzi i upadek ich wspaniałej cywilizacji. Masy ogarnęło szaleństwo, każdy z poza własnej korporacji stawał się śmiertelnym wrogiem. Napędy Harrisona montowano w wielkie okręty wojenne, na następne pięćdziesiąt lat ludzkość pogrążyła się w Pierwszej Wojnie Korporacyjnej. Studenci psychologii odnajdowali w tym echo wojen narodowych na Ziemi, przywódcy korporacji wykorzystywali to, aby wzmocnić swoją pozycję, przywódcy duchowni znaleźli w tym okazję pozyskania nowych wiernych. Tylko jeden człowiek znał prawdę, tylko jeden człowiek był całkowicie świadom potęgi Mrocznej Harmonii. Jego imię brzmiało Nathaniel Durand.

NAPĘD HARRISONA. Steven Harrison doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystkie poprzednie próby powtórzenia 'Efektu Harrisona' skończyły się śmiercią, śmiałków. Jednak był pewien, że jego innowacje mają zasadnicze znaczenie. Tylko on to rozumiał. Sukces mógł być zagwarantowany przez doskonałość, cel mógł być osiągnięty jedynie dzięki specyficznemu dysonansowi. Patrząc na skaczące wskazówki i wirujące mosiężne pokrętła, wsłuchiwał się w dźwięki pary przeciskającej się przez skomplikowaną sieć zaworów i rur. Jeden z członków załogi chciał wyregulować zawory, ale został powstrzymany gestem ręki. Słyszał coś, czuł to coś, rezonans chaotycznej muzyki. Tłoki pracowały powoli, dźwignie poruszały się tam i z powrotem, czuć było wysiłek pracującej maszyny. Słyszał olej przepływający wąskimi rurami, wciskający się między miedziane osie, stalowe łożyska i maszyny.

Pierwsza Wojna Korporacyjna
Piekło to nie miejsce, do którego można być wysłanym. To miejsce, do którego przychodzi się samemu...! "Oddajcie, co cesarskie, cesarzowi, a co boskie, Bogu." Gdy urodził się Nathaniel Durand straszliwa wojna trwała już od dwudziestu lat. Przyszedł na świat na planecie gorzkiej nienawiści i brutalnej przemocy dokładnie rok przed odkryciem nowej planety za orbitą Plutona. Planeta była duża i złowieszczo wyraźna w obiektywach teleskopów. Została nazwana Neronem od imienia jej odkrywcy. Są ludzie, którzy twierdzą, że fakt, iż odkrycie Nerona i narodziny Duranda zdarzyły się prawie jednocześnie, jest czystym przypadkiem. To bezmyślni głupcy. Wszechświat nie mógłby wytrzymać obecności tak wielkiego zła bez gwiazdy nadziei, bez cienia szansy dla dobra. Nathaniel Durand spędził dzieciństwo w Lunie na Księżycu. Imiona jego rodziców po dziś dzień pozostają nieznane, jednak istnieją pogłoski, ze pochodzi on z Ziemi (co wydaje się być prawie niemożliwym). Wychował się w wspomaganym przez Kościół obozie dla uchodźców, gdzie był wielokrotnie reprymendowany za jawny krytycyzm wobec Wojny Korporacyjnej i biernej postawy Kościoła. Po dwudziestu lalach bezsensownej wojny nawet olbrzymie zapasy korporacji zaczęły ulegać wyczerpaniu. Gryzący zapach dymu i smród palonych ciał roznosił się po wszystkich zamieszkanych planetach, jednak to Wenus ucierpiała najbardziej. Żołnierze wszystkich korporacji walczyli w parujących dżunglach planety, ziemia nasiąkła krwią milionów zabitych. Bauhaus, Mishima i Capitol staczały ciężkie i bezskuteczne boje na Tysiącu Wysp i archipelagu Graveton. Imperialowi udało się utrzymać swoje pozycje na planecie pomimo ciągłych bombardowań. Nawet po czterdziestu latach konfliktu wielka wojna wydawała się nie mieć końca. Nastąpiła faza, podczas której korporacje odbudowywały zniszczone umocnienia, próbowały naprawić uszkodzenia spowodowane wojną i produkowały świeże bronie, amunicję i paliwo, przygotowując się do ostatecznego ataku, który był tylko kwestią czasu. I wtedy, pośród nienawiści i pozornego tylko spokoju pojawił się młody Nathaniel Durand. Otwarcie oskarżał korporacje o ignorancję i szaleństwo. Dzięki swojemu talentowi oratorskiemu i darowi przekonywania udało mu się w krótkim czasie zdobyć spore poparcie w politycznych i religijnych kręgach. Pobudził wyobraźnię ludzi mówiąc o niewypowiedzianym złu czekającemu, aby pożywić się ludzką nienawiścią i cierpieniem, aby przekształcić świadomość ludzi w motor własnych mrocznych planów. Mówił że Mroczna Harmonia nie tylko zepsuła elektronikę, lecz również skorumpowała i wypaczyła umysły ludzkie, żywiąc się ich strachem i szaleństwem. Jego słowa znalazły posłuch u polityków, u naukowców, u duchownych i wśród zwykłych ludzi ze wszystkich korporacji. Namawiał do pojednania, do zakończenia bezsensownej wojny i przyłączenia się do niego w walce z ciemnością. Obiecywał wielką potęgę tym, którzy za nim pójdą. Opowiadał o Mrocznej Duszy, źródłu zła i ciemności, i o Mrocznej Harmonii, jej narzędziu ruiny. Oskarżył korporacje o ponowne tworzenie komputerów i maszyn myślących, które nigdy już nie miały służyć ludzkości, lecz zwodziły ją i zdradzały dla Mrocznej Duszy. Wprawdzie wiara Duranda zachwiała potęgami korporacji, jednak ich przywódcy go zignorowali. Żaden z nich nie chciał pokazać nawet najmniejszej oznaki słabości, która mogłaby być wykorzystana przez wrogów. Lecz wraz z upływem czasu poparcie dla Duranda rosło, a ludzie zaczęli domagać się końca wojny. Korporacje podjęły próby wyeliminowania Nathaniela, zanim ten mógł zaszkodzić ich wojennym interesom. Położono nacisk na przywódców Kościoła na Lunie, aby ogłosili słowa Duranda całkowicie fałszywymi. Jeżeli to by się nie powiodło zostałby zamordowany, zanim osiągnąłby zbyt silną pozycję. Ku zdziwieniu wszystkich Durand podjął wyzwanie postawione mu przez Kościół. Od czasów, kiedy Nazarejczyk pokazał rany na swoim ciele ludziom, żaden przywódca duchowy nie pokazał dowodu swoich mistycznych mocy. W dniu próby miliardy obserwowały migoczące ekrany telewizorów. Pokój zapanował przez chociaż jeden dzień. Nathaniel Durand stał przed tłumami w Lunie i uśmiechał się, gdy przywódcy Kościoła bezskutecznie próbowali go zdemaskować jako oszusta. Jednak nie udało mu się przekonać korporacji do zaprzestania działań wojennych. Uzdrawiał chorych, przemawiał do umysłów ludzi, dokonywał wielu zadziwiających czynów, ale wszystko było uznawane za sztuczki. Wielu dało się przekonać, zwłaszcza ci, którzy słyszeli jego łagodny głos w swoich umysłach. Poparcie dla niego wciąż rosło. Postawił przed korporacjami ultimatum: albo w przeciągu sześciu miesięcy zakończą wojnę, albo on zrobi to za nich. Korporacje śmiały się z jego żądań kontynuując przygotowywania do działań wojennych. Wysłali również płatnych zabójców, aby raz na zawsze pozbyć się kłopotliwego człowieka. Sześć miesięcy później Nathaniel Durand opublikował słynne "Przepowiednie", w których ujawnił sekretne cele i strategie każdej z korporacji. Wiedza Duranda była tak kompletna, że wszelkie zaprzeczanie nie miało sensu. Przyprowadził wszystkich 154 korporacyjnych zabójców, którzy mieli za zadanie pozbawić go życia. Zwrócił się do każdego z nich z zapytaniem, czy przyłączy się do niego walce przeciw Ciemności zagrażającej całej ludzkości. Jedynie dziesięciu odmówiło, reszta uwierzyła i przysięgła mu posłuszeństwo. Pozostałych dziesięciu, nie oczekując niczego innego, niż śmierci, zostało ku swojemu wielkiemu zdumieniu uwolniona i odesłana do swoich domów. Jeden z nich chciał wykorzystać okazję i zabić Nathaniela i zanim strażnicy mogli zareagować skoczył z nożem w ręku na Duranda. Ten spokojnie podniósł dłoń a niedoszły morderca zamarł w bezruchu, schwytany w niewidzialne pęta. Durand podszedł do niego i spokojnie położył mu dłoń na policzku. Patrząc mężczyźnie prosto w oczy płakał, mówiąc "Oddajcie, co cesarskie, cesarzowi...". W tym momencie oczy człowieka otwarły się szeroko w niewymownej grozie ujrzawszy wizję piekła. Potem, na oczach miliardów człowiek wydał z siebie przerażony wrzask i zniknął. Durand upadł na kolana i zapłakał. Miliardy dołączyły się do żądania pokoju i korporacje nie mogły sobie już pozwolić na dalszą wojnę, na dalsze sprzeciwianie się przytłaczającej opinii publicznej. W roku 2274 wszystkie korporacje podpisały Pokój Heimburski. W ten sposób Pierwsza Wojna Korporacyjna uległa zakończeniu.

Bractwo
Po zakończeniu Pierwszej Wojny Korporacyjnej ludzkość uległa zjednoczeniu. Luna stała się duchowym centrum Układu Słonecznego, a przywódcy Kościoła stworzyli nowy Zjednoczony Kościół, mający za zadanie służyć ludzkości zgodnie z nauczaniami Nathaniela Duranda. Nazwano go Bractwem, jego wpływy i potęga przyćmiewały jakiekolwiek wcześniejsze organizacje religijne. Durand przyjął nominację na Kardynała i otrzymał pięknie wykonany miecz, który ochrzcił 'Zwiastunem światła'. Był on fizyczną manifestacją ostrza wiary. Aby uczcić nowy początek zarzucono stary gregoriański kalendarz i na jego miejsce wprowadzono nowy. Rok 2275 AD od tej pory był znany jako 0 RK, Rok Kardynała. Pierwsza z wielkich Katedr została zbudowana w Lunie jako symbol potęgi i wiary. Kardynał utworzył Kurię i Cztery Zakony, aby pomogły mu w przygotowaniu ludzkości na nadejście Zła, którego potęga rosła z każdym dniem. Wyszkolił innych ludzi wiary i mianował ich Kardynałami wysyłając ich na każdą z zamieszkałych planet, aby światło Bractwa docierało wszędzie. Podział sił niewiele się zmienił podczas pięćdziesięcioletniej wojny. Mishima dalej kontrolowała Merkurego, Bauhaus ciągle dominował na Wenus. Księżyc Ziemi przestał być pod wpływem Capitolu, Luna stała się teraz domeną Bractwa. Jednak Capitol ciągle żelazną ręką kontrolował Marsa, pomimo wysiłków innych, aby to zmienić A Imperial dalej kontrolował Ganimedesa i Wiktorię. Pytanie narzucało się samo - po co oni wszyscy walczyli? Odpowiedź na to pytanie spoczywała na ciemnej powierzchni planety Neron i w strasznych snach jasnowidzów Bractwa, którzy zaczęli mówić o Apostołach Ciemności, którzy chcieli posiąść ciało i duszę każdego człowieka. Imperialni Konkwistadorzy w dziwny sposób powtórzyli to, co wcześniej zrobili na Plutonie. To Imperial stał się pierwszą korporacją, której udało się otworzyć wir czasoprzestrzeni prowadzący do nowo odkrytej planety - Nerona. Gdy ich uzbrojeni Konkwistadorzy wylądowali na piekielnej dziesiątej planecie od razu złamali rozkazy, które zabraniały im naruszać kogokolwiek sztucznego lub o nieznanym pochodzeniu.
Nie znaleźli tym razem prostej tablicy ze stali, ale odkryli wielką Mroczną Cytadelę. Wzniesiona na popękanej wulkanicznej powierzchni Nerona, cytadela była niczym spaczona ciemnością wieżyca zanurzona we krwawej mgle. Mroczna Harmonia była tam tak silna, że Konkwistadorzy nie mogli na nią patrzeć nie czując mdłości. Jednak cały czas szli w kierunku tej niesamowitej budowli, przyciągani przez coś więcej niż zwykłą ciekawość, moc tak silną, że oprzeć jej mógłby się jedynie Kardynał. Przeszli przez zionący portal nawet nie zauważywszy, że ich wielkie buciory przerwały cienką linię rozsypanej na posadzce soli. Pierwsza Pieczęć Odepchnięcia została złamana i Legiony Mrocznej Duszy ruszyły, aby siać śmierć i zniszczenie. W ciemnościach za portalem zapaliło się zielone światełko i pojawiła się postać przypominająca kobietę. Była piękna i straszna zarazem, miała ramiona rozciągnięte w geście powitalnym, z jej ust kapała krew. Ponad sto lat minęło od czasu, kiedy pocałowała Konkwistadora na Plutonie, gdy ten dotknął Stalowej Tablicy, lecz krew cały czas była świeża. Z ciemności za nią wyłoniło się kilka stworów, demonów z najstraszliwszych koszmarów ludzkości. Wielkie haki wystrzeliły z znikąd i zaczęły rozrywać Konkwistadorów na strzępy. Walcząc z ogarniającym ich szaleństwem podnieśli bronie i otwarli ogień w kierunku potworów przed nimi. Dwunastu w pełni uzbrojonych Konkwistadorów weszło do Mrocznej Cytadeli, ale tylko dwóch z nich dotarło do kapsuły ładowniczej, jednak gdy ta powoli wznosiła się nad powierzchnię Nerona zaczęło ich ogarniać szaleństwo. Kobieta nie wymówiła ani jednego słowa, lecz znali jej imię... Ilian, Apostoł Ciemności i Wybrana Mrocznej Duszy. W tym samym czasie po Lunie przeszedł zimny dreszcz grozy. Ludzie krzyczeli ze strachu i padali na kolana, próbując zatkać uszy, aby nie słyszeć głosu zła wypełniającego ich umysły. Na wszystkich zamieszkanych światach ludzie doświadczyli niewymownej grozy, lecz Kardynałowie nie zlękli się oddechu Mrocznej Duszy. Byli wytrenowani i przygotowani przez samego Kardynała Duranda. Na Lunie sam Nathaniel przemawiał do Kurii, gdy Pierwsza Pieczęć odepchnięcia została złamana. Podczas gdy członkowie Kurii upadli na kolana on jeden stał, na tle jego kamiennej twarzy oczy świeciły się jasnym płomieniem niezachwianej wiary. Kazał im powstać i rzekł: "Teraz Bracia, poznaliście dotyk zła. Teraz rozumiecie, dlaczego nie możemy nigdy spocząć, dlaczego nie możemy pozwolić sobie na przegraną." Przez następne kilka lat coraz częściej członków Bractwa męczyły koszmarne wizje i obrazy. Kardynał Durand, zarządził, aby sporządzono zapis tych mrocznych czasów. Wiedział, że podobne zapiski wszystkich korporacji zostały przekręcone i spaczone przez Mroczną Harmonię, wiedział, że nie można było na nich polegać. Ze skrybów wybrał Aleksandra Horacego, mnicha o czystym sercu. Jemu powierzono zadanie zapisania kronik ludzkości, od czasów Eksodusu rasy ludzkiej, przez przebudzenie się Mrocznej Duszy do dalszych dziejów. Aby zagwarantować, że kronika nie została skalana Mroczną Harmonią Kardynał zarządził, aby spisywać ją na marmurowych murach Katedry. W ten oto sposób ludzkość pogrążyła się w ciemności, w wojnie, która wymagała całej odwagi, wiary i broni, na które człowiek mógł sobie pozwolić.

Legion Ciemności
I tak oto Legion Ciemności zstąpił na ludzkość i nauczył ją znaczenia grozy. Czarne statki przelatywały przez wiry przestrzeni najeżdżając na wszystkie zasiedlone planety. Gdziekolwiek się zjawili pojawiały się Cytadele, z których wychodziły przerażające zastępy Mrocznej Duszy. Ludzkość zmuszona stawić czoło demonom ze swych największych koszmarów wpadła w rozpacz. Mimo ostrzeżeń Kardynała, ludzie wciąż wierzyli, że zło, o którym mówił zaatakuje ich umysły i wiarę. W swoich najczarniejszych myślach nie przypuszczali, że Legion Ciemności pojawi się w fizycznej formie, uzbrojony w zęby, pazury i potężne bronie zdolne przebić każdy pancerz i rozerwać człowieka na strzępy. Mieli ostrza i karabiny, bronie wyrzucające z siebie dziwne mroczne płomienie. Wiele z tych rzeczy tak przypominało bronie używane przez ludzi, że wielu zaczęło się zastanawiać, od jak dawna Mroczna Harmonia kontroluje ludzkie umysły i patronuje ludzkim wojnom. Diaboliczne hordy zaatakowały ludzi w dzikim szale, strach bólu czy śmierci nie był im znany. Nie przejmowali się stratami, byli niczym bezmózgie aparaty do zabijania, mające na celu tylko jedną rzecz: oczyszczenie Wszechświata z całej rasy ludzkiej. Rozgromili nieprzygotowane oddziały korporacyjne, podczas gdy Mroczna Dusza karmiła się bólem i strachem. Mroczna Harmonia zamieniała tych, co zginęli, w przerażające monstra, nie dając im upragnionego spoczynku. Gdy topniały oddziały obrońców, hordy Legionu Ciemności się zwiększały. Tak powstawali Ożywieńczy Legioniści, jednak to nie oni byli najstraszniejszą rzeczą, z jaką przyszło się zmierzyć obrońcom ludzkości. Wielu decydowało się na odebranie sobie życia, nie chcąc ryzykować, że zostaną pochwyceni żywcem. W miarę upływu, wydawałoby się beznadziejnej, wojny walczący w pierwszych szeregach wiedzieli, co się stało z tymi, których Legion pochwycił żywych. Zaciągnięto ich do Cytadel, gdzie zostali poddani niewysłowionym torturom, powoli ulegając spaczeniu. Ich umysłu przekształcono w istne siedliska zła. Wszystko to dokonywane było w komnatach spaczenia. Potem, jako żywe wraki ludzi, którymi kiedyś byli, powracają, aby walczyć, używając swojej nieziemskiej sity przeciwko dawnym towarzyszom. Ich szeroko otwarte oczy cały czas zdają się mówić "Pozwoliliście im zrobić to ze mną, ale teraz musicie za to zapłacić!" Na każdej z zamieszkanych planet, od wielkich jaskiń Merkurego do lodowych równin i gęstej tajgi Ganimedesa, Legion Ciemności zgniatał wszelki opór. Jednak najcięższe walki miały miejsce na największym z zasiedlonych światów, Wenus. Niektórzy mówią, ze to przez odwrotny obrót dookoła własnej osi, że to właśnie znalazło upodobanie Mrocznej Duszy i jej spaczonej logiki. Niezależnie od powodów, to właśnie na Wenus Apostoł Ciemności Algeroth pojawił się po raz pierwszy. Podobnie, jak było to w przypadku llian na Neronie, ci, którzy na niego spojrzeli od razu poznali jego imię: Algeroth, Apostoł Wojny, Pan Mrocznej Techniki. Zrównywał z ziemią całe miasta, dysponował wieloma groźnymi broniami i jeszcze większą ilością przerażających podwładnych. Groteskowo umięśnieni Razydzi, których skóra była niczym stal. Pretoriańscy Łowcy, których słabe ciała zostały wzmocnione i zamknięte w metalowych pancerzach. A za hordami Algerotha kroczył odrażający Demnogonis, Plugawiec, Pan Chorób i Zarazy. Jego potęga pochłonęła tysiące ludzkich istnień, rany przestawały się goić, nawet najmniejsze zadrapania powodowały infekcję, żołnierze zapadali na dziwne choroby, na które nie było lekarstwa. Gdzie indziej w Układzie Słonecznym ludzkość spotkała pozostałych dwóch z pięciu Apostołów. Muawijhe, który zakrada się do ludzkich umysłów, siejąc szaleństwo i przyzywając koszmarne istoty, mordujące nieszczęsne ofiary. Semai, Apostoł Kłamstwa, który zatruwa ludzkie serca, zmieniając lojalność w zdradę, bawiąc się obawami słabych przekształca ich w marionetki w swoich rękach. Ludzkość po raz pierwszy ujrzała potęgę i siłę straszliwych Nefarytów. Olbrzymie demony o odrażającym wyglądzie były dowódcami w służbie Apostołów Ciemności, takimi jak wielki Władca Nefarytów Alakhai, który służy Algerothowi. I tak Legion Ciemności zacisnął swoje szpony na gardle całej cywilizacji ludzkiej. Przegrane rodziły strach, strach rodził słabość, słabość rodziła zwątpienie... dopóki Kardynał się nie oparł. Przez cały czas, gdy Legion atakował, Kardynał Durand czuwał w Katedrze w Lunie. Obecność Bractwa ochroniło Księżyc, który jako jedyny z zamieszkanych światów nie został zaatakowany. Pozostali Kardynałowie na innych planetach również nie ulegli zwątpieniu, jednak ich wiara zaczęła słabnąć, gdy miliardy ginęły, a Ciemność przesłaniała wszelką nadzieję. I wtedy to August, Kardynał Wenus zginął, desperacko broniąc się przed atakami Legionu Ciemności. Koniec był bliski i Kardynał Durand wiedział, że nadszedł czas. Podniósł miecz wiary i zebrał rozbite oddziały ludzi. Wszędzie wołał, aby się do niego przyłączyli w tej ostatniej próbie pokonania Ciemności. Odpowiedź przekroczyła wszelkie oczekiwania i Kardynał zapłakał łzami miłości. Nawet na tle nicości ludzka odwaga świeciła jasnym płomieniem. Kardynał nakazał każdej korporacji, aby zgromadziła swoich najlepszych i najdzielniejszych żołnierzy, sformowała ich w elitarne jednostki i wysłała na Wenus, gdzie toczyły się najcięższe boje. Wszystkie korporacje wykonały to, czego żądał. Najwyższy Władca Mishimy posłał swoją osobistą gwardię, Hatamoto. Bauhaus uformował oddziały Wenusjańkich Zwiadowców, werbując do nich weteranów najcięższych walk w Układzie Słonecznym. Capitol stworzył jednostki Lwów Morskich, którzy byli bardzo dobrze wyszkoloną ziemnowodną grupą uderzeniową. Imperial wysłał ponure i zaprawione w walkach jednostki Krwawych Beretów i dzikich Wilków. I razem z nimi do boju ruszyli z siłami piekła święci Wojownicy Bractwa, najwspanialsi żołnierze, jakich kiedykolwiek spłodziła ludzkość. Skupiwszy wszystkich wokół siebie, Kardynał zaczął odprawiać mszę, której nie chciał przerwać nawet w obliczu nacierającego wroga. Po skończeniu mszy podniósł swój miecz, Zwiastun światła. Jego oczy gorzały wpatrując się w ciemność, na jego wargach zakwitł ponury uśmiech ironii, gdy wypowiedział ostatnie słowa błogosławieństwa: "Pan z wami... Odejdźcie w pokoju!"

Kardynał Nathaniel Durand prowadził połączone siły ludzkości na pole bitwy. Nikt już nie śmiał twierdzić, że Pancerz Boga to tylko puste słowa na papierze. Od tego starcia nie było już odwrotu, mogło być jedynie zwycięstwo lub ostateczna przegrana. Sam Algeroth prowadził Legion Ciemności tego rozstrzygającego dnia do walki, jego obecność rozsiewała zapach śmierci i zniszczenia. Jego sługi wyrywały się naprzód w budzącym panikę galopie demonicznych stworzeń i spaczonych ciał ludzkich. Karabiny ziały strumieniem pocisków, czarne ostrza ze świstem przecinały powietrze, gdy Legion w piekielnej fali rzucił się na siły Kardynała. Na czele swych wojsk stał on sam, Nathaniel Durand, a przy nim jego wierni święci Wojownicy. Stali w zwartym szyku, a fale ciemności odbijały się i kruszyły na nich. Walczyli z niesamowitą odwagą, za nic nie chcąc zawieść zaufania, jakie w nich pokładał Kardynał. Mishima, Bauhaus, Capitol i Imperial zjednoczyli się przeciwko wspólnemu wrogu, walczyli razem i razem umierali, stali się silni jako jedność wobec potęgi Legionu Ciemności. Kardynał przebijał się przez piekielne szeregi dopóki nie stanął twarzą w twarz z samym Algerothem i, wśród zamętu bitwy toczącej się dookoła nich, tych dwóch godnych siebie przeciwników stoczyło pojedynek o władzę w Układzie Słonecznym. Trzymający miecz wiary i wspomagany przez mistyczną moc Sztuki Kardynał nie dawał wytchnienia górującemu nad nim Apostołowi Wojny. Walczyli niczym tytany, pośród zgiełku bitwy toczącej się dookoła nich. W końcu Algeroth ustąpił pola Kardynałowi, pokonany próbował uciec do sanctum swojej Cytadeli, lecz Nathaniel podążył za nim. Opuszczając pole bitwy wbiegli do serca Mrocznej Cytadeli i tam, w sercu wrogiej budowli Kardynał powalił Apostoła Ciemności. Kardynał zwyciężył, ale powstrzymał się od zadania ostatecznego ciosu, czując litość dla pokonanego. Stało się to jego zgubą, ale zarazem Zbawieniem dla całej ludzkości. W tym momencie Algeroth uderzył i zranił śmiertelnie Kardynała. Słaniając się, Durandowi udało się wydostać na powierzchnię, gdzie upadł w ręce dowódcy wojsk Bauhausu Marshala Totha. W swoich ostatnich słowach ogłosił Totha nowym Kardynałem Bractwa wraz ze słowami "Co ja zacząłem, ty masz za zadanie skończyć..." wyzionął ducha. Tak wielka była miłość ludzi do Kardynała i tak wielki gniew na wieść jego śmierci, że siły ludzkości tego pamiętnego dnia całkowicie rozgromiły oddziały Legionu. Kardynał Toth podniósł miecz Nathaniela i wyciął nim obszar dookoła zwłok martwego Kardynała, aby żaden sługa Ciemności nie sprofanował ciała błogosławionego męża. I w ten oto sposób Krucjata Wenusjańska stała się punktem zwrotnym w wojnie z Legionem Ciemności. Wraz z pokonaniem Algerotha siły ludzkie w całym Układzie Słonecznym podwoiły wysiłki, śmierć Kardynała wyzwoliła w nich straszliwy i słuszny gniew, który pomógł im odpędzić podszepty Mrocznej Duszy. Na początku zaczęli stawiać opór, a potem zmienili bezładną ucieczkę w wielką ofensywę. Kardynał Toth został oficjalnie mianowany i od razu rozpoczął powierzone mu zadanie zniszczenia każdego śladu obecności Legionu. Czterdzieści lat później, ostatnie niedobitki sił Ciemności na archipelagu Graveton na Wenus zostały rozgromione i wybite do nogi. Kardynał zmarł rok później, w pełni wykonawszy zadanie, które powierzył mu umierający Nathaniel Durand. Surowa determinacja Totha doprowadziła do tego, że Bractwo ogarnęła obsesja wytępienia wszelkich wpływów Legionu Ciemności i Mrocznej Harmonii, która jest jego instrumentem szarzenia zła i zniszczenia. Drugi Zakon Bractwa, znany jako Inkwizycja, zaczął dokładnie obserwować każdy aspekt życia członków wszystkich korporacji, szukając najmniejszych oznak skażenia Mroczną Harmonią. Każdy, kto pracował nad stworzeniem maszyn myślących lub komputerów mógł działać pod namową Mrocznej Duszy, zostawał więc okrzyknięty Heretykiem i wrogiem całej ludzkości. Po śmierci Totha Kardynałem został Randolph, ludzkość powoli odbudowywała zniszczenia dokonane przez szalejące hordy Legionu a życie powoli zaczęło wracać do normy. Wpływy Bractwa zwiększały się coraz bardziej, dopóki nie stały się widoczne w każdym aspekcie życia. Pod koniec pierwszego wieku RK ukończono budowę czwartej wielkiej Katedry w San Dorado na Marsie. Ale po roku, niczym cień powracającego koszmaru, dokonano przerażającego odkrycia: na planecie znajdowała się Cytadela. Stała się ona fortecą Władcy Nefarytów Saladyna. Przez sześć lat Saladyn pozostawał na planecie aby w roku 100 RK nagle zniknąć z czerwonej planety. Jedynymi pozostałościami po jego pobycie były ślady wielu pobojowisk i olbrzymie znaki na powierzchni Marsa i jego dwóch Księżyców: Fobosa i Deimosa. Na pustynnych piaskach Czerwonej Planety symbol Algerotha został wtopiony w powierzchnię, piasek i skała połączone ze sobą niczym ciemne szkło. Na Fobosie widniał znak Semai a na Deimosie szaleńczy symbol Muawijhe. Nikt nie wiedział, co one zwiastują a wszelkie próby ich usunięcia skończyły się niepowodzeniem. Pozostały tam, nie dając zapomnieć ludzkości, że Legion Ciemności nie został zniszczony, jedynie zmuszony do wycofania w ciemności, których ludzkie oko nie potrafiło spenetrować.

Tysiąc Lat Apatii
Pamięć pozwala nam zapomnieć, lecz to wielokrotnie stawało się naszą zgubą. Pomimo tego, że osłania nas przed wspomnieniami grozy, jednak osłabia i tłumi nasz instynkt wypatrujący powrotu źródła owego koszmaru. Wraz ze zniknięciem Saladyna z Marsa pamięć o Legionie Ciemności zaczynała słabnąć. Nowe Katedry zostały zbudowane na Merkurym, Marsie i Wenus a znaczenie Bractwa wciąż rosło. Szczycili się poznaniem planów Mrocznej Duszy i zrozumieniem sekretów Mrocznej Harmonii. Tak wielki był ich wpływ na umysły ludzi, tak silna była ich pozycja, że nikt nie odważył się kwestionować ich sądów, co było właściwe i dobre dla ludzkości. Komputery i maszyny myślące dwudziestego pierwszego wieku stały się odległą w czasie historią, uznawane były za zło, którego nie potrzebowali, za zło, które już raz prawie doprowadziło do ich upadku. Wiry czasoprzestrzenne stały się bezpiecznym środkiem transportu, pozwalały na szybkie przebycie olbrzymich połaci Układu Słonecznego i nie było już potrzeby konstruowania bardziej zaawansowanych metod transportu. Bractwo monitorowało każdy aspekt życia pracowników korporacji, stało się więc moralnie poprawnym produkowanie maszyn i narzędzi, które, mimo tego, że były skomplikowane i precyzyjne, nadal pozostawały tylko maszynami. Jeden z adeptów opublikował książkę pod tytułem "Estetyka Pary" w której udowadniał wyższość współczesnej technologii w porównaniu ze zdradzieckimi elektronicznymi konstrukcjami sprzed Upadku. Wskazał na "znakomite pneumatyczne komnaty liczące", które kierują giełdą papierów wartościowych na Lunie. Podkreślił, że kiedyś to zadanie było powierzone jednemu sztucznemu mózgowi (niech nas Kardynał chroni!), a teraz zatrudnia się 240 wysoko wykwalifikowanych matematyków pracujących w harmonii przy maszynie zajmującej pięciopiętrowy budynek. Maszyneria projektu Imperialu, wykonana przez inżynierów Bauhausu obsługiwana przez członków Bractwa, które skupia w sobie członków wszystkich korporacji. Działanie maszyny miało (według niego) "elegancję i urok doskonałego instrumentu muzycznego".
W produkcji wszystkich urządzeń, od pojazdów i wyposażenia fabryk do konstrukcji statków kosmicznych, zaczął się przede wszystkim liczyć styl, elegancja wyrobu. Jednak nie było to po prostu zwykła modą, gwarantowało to duchową czystość. Urządzenia elektroniczne były uważane za prostackie i niemoralne, ich produkcja była tolerowana przez Bractwo tylko wtedy, gdy były one całkowicie niezbędne.
I tak od roku 100 RK postęp technologiczny ludzkości gwałtownie się zatrzymał, jednak na arenie politycznej i ekonomicznej dalej toczyła się zawzięta walka o władzę. Przez następne 600 lat korporacje stoczyły niezliczoną ilość drobnych potyczek między sobą. W tym czasie miały miejsce Wojny o Tron w Bauhausie, w których rodziny toczyły gorzkie boje między sobą o stanowiska czterech Książąt Elektorów. Rozłam wśród Klanów Imperialu w końcu zaowocował w Wojnie Orłów. Stosunki między Mishimą i Bauhausem zostały poważnie pogorszone na wskutek Wojny Pod-chodowej na archipelagu Graveton na Wenus. W roku 700 RK napięcie i niewiara w Układzie Słonecznym stały się tak silne, że niektórzy zaczęli widzieć w tym wpływy Mrocznej Harmonii, która raz jeszcze zaczęła siać swój jad zatruwający umysły i dusze ludzi. Przenikając ludzkie umysły swoimi mackami zła, wypaczała dzieła ich rąk i czekała, aż przyniosą podły i odrażający owoc. W 908 RK hierarchią Bractwa zatrzęsła Herezja Nerońska, podczas której toczono ciężki walki między wieloma pretendentami do stanowiska Kardynała. Wielu utraciło wiarę w nieomylność Bractwa, najbardziej jednak wyłamała się Mishima, która po kilku latach konfliktu z Luną w końcu zerwała z nią stosunki. Znaczenie Siedmiu Mędrców Mishimy wzrosło, utworzono też Szkoły Oświecenia. Konflikt między Bractwem a Mishimą istnieje po dziś dzień, chociaż po latach udało się wypracować niełatwy dla obu stron kompromis i względną tolerancję. Wszystkie korporacje przeżywały wewnętrzne spory, ale w 1103 RK miało miejsce wydarzenie, które dotyczyło wszystkich i raz na zawsze zmieniło układ sił. Powstała nowa korporacja, nazywająca się Cybertronic lnvestment Inc., istniejąca wcześniej, lecz mało znana. Zawsze kroczyli krętą ścieżką między jawnym łamaniem zasad wytyczonych przez Bractwo a pozorną ich akceptacją. W jednej, wielkiej, nie do końca legalnej transakcji handlowej, sprytnie manipulując na giełdzie papierów wartościowych na Lunie, mała firma została przekształcona w prawdziwą Megakorporację ze znacznym majątkiem i możliwościami. Nie chcieli zakładać bazy na żadnej z zajętych planet wewnętrznej części Układu Słonecznego, ale wybrali rozsiane planetoidy z Pasa Asteroidów. Założyli bazy na Cererze i Dembowskiej i zaczęli tworzyć nowe społeczeństwo w dwóch grupach asteroidów na orbicie Jowisza, nazywanych Trojanami. Pojawienie się nowej wielkiej potęgi, jaką się stał Cybertronic, było zwiastunem katastrofy. Otwarcie łamali dekrety wydane przez Bractwo i stworzyli własne społeczeństwo, w którym wprowadzili ostrą edukację ideologiczną. Wiele ludzi w Układzie Słonecznym było sfrustrowanych wścibskim okiem Inkwizytorów Bractwa. Fabrykanci, naukowcy, dowódcy wojskowi, nawet politycy. Nie brakowało ludzi, którzy chcieli decydować za siebie, gdy ich projekty i plany coraz bardziej zbliżały się do sfery wpływów Mrocznej Harmonii. Tacy ludzie odpowiedzieli na wezwania nowej Megakorporacji o wejście w ich szeregi. Przybywali w małych grupach, czasami setkami, czasami dziesiątkami, ale liczba ich stale wzrastała. Wkrótce ilość ludzi, którzy chcieli przyłączyć się do nowej korporacji "wolnomyślicieli" mierzona była w setkach tysięcy. Aby zrobić miejsce dla swojej rosnącej populacji inżynierowie tej Megakorporacji rozpoczęli proces zespajania ze sobą mniejszych asteroidów rusztowaniem ze stopów różnych metali. Te małe nieregularne światy stały się domem dla milionów. Nowi członkowie organizacji zostawali poddawani skomplikowanym testom kontrolnym i udoskonaleniom, używano technik takich jak bierny przymus i pranie mózgu, aby stworzyć zgrane i jednomyślne społeczeństwo. Liczył się tylko Cybertronic, nic innego nie miało znaczenia. Czynnik poczucia jedności z korporacją został zwiększony do maksymalnie dużych wymiarów, gdy Cybertronic sztucznie ulepszał swoich członków narkotykami stymulującymi lub zmniejszającymi dane cechy człowieka, w zależności od potrzeb korporacji. Posunęli się nawet dalej, zaczęto wymieniać elementy ciała na doskonalsze, mechaniczne części. Takie jednak ulepszenia są ciągle rzadkie i zwykle zarezerwowane dla uprzywilejowanych lub zatrudnionych przy wykonywaniu zadań, które tego wymagają.
Przez 50 lat swojego istnienia Cybertronic wchłonął wielką liczbę ludności, tak, że teraz jest jedną największych korporacji jeśli chodzi o ilość członków. Utrzymują hermetyczne społeczeństwo nie mające zbyt wielu kontaktów z członkami innych korporacji, co mogłoby spowodować katastrofę. Cybertronic jawnie zakwestionował przywództwo duchowe Bractwa, co spowodowało zachwianie delikatnej równowagi sił w Układzie Słonecznym. Nagle każda korporacja chciała udowodnić, że to ona najwierniej przestrzegała rozkazów Kardynała, że to ona najlepiej wykonywała jego zalecenia. Bractwo starało się zapewnić je, że żadna z nich nie jest lepsza od pozostałych, że wszystkie walczyły z równą skutecznościom przeciwko hordom Legionu Ciemności. Lecz istnienie Legionu po tysiącletniej przerwie stało się tylko zakurzoną legendą, tylko symbolem walki międzyludzkiej. Niewielu wierzyło, że zapiski o okropnych demonach i stworach ciemności były czymkolwiek więcej niż przypowieściami obrazującymi ciemną stronę człowieka. Pomimo wysiłków Bractwa nasiona przyszłego konfliktu zaczęły powoli kiełkować. Pierwsza była Mishima, której odrębność od drogi wskazanej przez Kardynała była do tej pory tolerowana przez Kościół. Potem inne korporacje zaczęły domagać się pewnych swobód i przyzwoleń. Zaczęła się gorzka rywalizacja o przychylność Bractwa. Naradziwszy się, Kuria zgodziła się, że wpływy Mrocznej Duszy ponownie stały się widoczne i zaczęły zatruwać umysły ludzi. W roku 1255 RK Durand XVII został Kardynałem, i podobnie jak jego wielki imiennik próbował na nowo pogodzić skłócone ze sobą korporacje. Nie udało mu się. Po raz kolejny relacje między korporacjami zaczynały się psuć, napięcie doprowadzało do sporadycznych na razie konfliktów. Jednak szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać Układ Słoneczny pogrążył się w Drugiej Wojnie Korporacyjnej. Bractwo było bezsilne i samo powoli stawało się częścią rosnącego bratobójczego konfliktu. Siedem lat po rozpoczęciu wojny Capitol odkrył Mroczną Cytadelę na Marsie, jednak, niczym człowiek rozpoznający objawy śmiertelnej choroby, nie przyjął tego do wiadomości. Przecież, jak wykazywały początkowe raporty, była pusta... Po piętnastu latach Kardynał Durand XVII w tajemniczych okolicznościach umarł, a jego miejsce zajął jeden z najpotężniejszych ludzi w historii. To mroczne czasy i Bractwo potrzebuje silnej ręki, aby je poprowadziła przez szalejącą nawałnicę grozy. W 1270 RK odbyła się inauguracja Kardynała Dominika, który natychmiast chwycił władzę żelazną ręką. Teraz umacnia Bractwo i napełnia zwątpione serca nową wiarą, ale jak do tej pory nie udało mu się pogodzić walczących stron. Konflikt zdaje się nie mieć końca, ponownie doświadczamy niewytłumaczalnego paradoksu wojny. Jednak nawet w najczarniejszej godzinie duch ludzkości świeci najjaśniejszym światłem. I nadszedł odpowiedni czas dla ciemności, która raz jeszcze próbuje zagasić płomień człowieczeństwa; odwieczna groza znów nadchodzi, Legion Ciemności powrócił...

Epilog
Czy myślisz, ze możesz zbadać tajemnice Mrocznej Duszy? Czy uważasz, że twój malutki mózg, twój robaczy zmysł, może zrozumieć coś, co pochłaniało światy i żywiło się duszami ludzi od czasów stworzenia pierwotnego wszechświata? Nigdy ci się to nie uda! Nie ma dwóch zdań, nie ma odmiennych stanowisk, nie ma kościoła innego wyznania. Nie uważa się za dobro, wie czym jest... Zło, czyste, nieskażone, bezlitosne, nie wahające się zło. Czerpiące przyjemność z bycia sobą i cierpień innych. Nie licz na litość, to nie zna żadnej... Nie błagaj o zmiłowanie, to nigdy nie wybacza... Nie okazuj skruchy, ona nic nie da... Nie módl się o zbawienie, którego nigdy nie będzie!

EDIT: Tekst OCR poprawiony przez Hutnika
« Ostatnia zmiana: Września 06, 2015, 02:50:40 pm wysłana przez pretorianstalker »
Zapisane