Również dzięki wszystkim za świetny turniej. Początek miałem słaby - haniebna porażka z Izzim, w którym podczas gier treningowych na 10 wygrywałem tak z 8... no ale jak się nie wrzuci z sidebara podstawowych kart przygotowanych na grę z nim i gra jak moron, to się to tak kończy
. Później blitzkrieg, aż do ostatnich 2 gier, które zgasiły moją rozbuchaną nadzieję na zwycięstwo w turnieju. Ostatecznie bilans 7:3 - niezły, według moich obliczeń chyba da mi coś pomiędzy 3 a 5 miejscem, ale nie ukrywam, że liczyłem na więcej.
Świetny turniej, wreszcie miałem okazję poznać słynną ekipę z Bielska. Wszystkie pogłoski powtarzane w kuluarach okazały się prawdą!
W imieniu ekipy z bb zadaję pytanie - jakież to chodzą o nas ploty, bo brzmi to dość... enigmatycznie?
Moja talia, podobnie jak u Madrava, była dość nazistowska, choć ja stawiałem raczej na czołgowy blitzkrieg
Pokrótce o grach:
1. Izzi - dałem ciała. Na całej linii. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu zagrałem źle i zasłużenie przegrałem, za błędy się płaci. Chwała zwyciężonym, sława zwycięzcy.
2. Bulielmo - tu zaczęło się nieciekawie - Buliemu jakoś się zaczęły szybko kombować karty i poczułem niemiłe ciepełko, zupełnie jakby ktoś rozpalał ognisko pod kociołkiem, na którym zacząłem się gotować. Na szczęście wspaniałe, niezawodne BLITZTANKI! dały rade wysłać bandę stworów do zoo, kiedy szarańcza się już rozbudowała, jihadyści zostali powstrzymani.
3. Kruk - poczułem lekki powiew oldschoolu widząc behemoty i pretoriańskich łowców. Niestety, wielkie i ociężałe bestie stanowiły łatwy cel dla czołgów i dzielni soldaci przejechali po ich zwłokach w stronę zachodzącego słońca.
4. Qba - Mojemu bratu nawet siadła karta na starcie, na szczęście niezawodne nieudane czary sprawiły, że buractwo zostało postawione pod ścianą i rozstrzelane. Tak kończą fanatycy.
5. Madrav - czołgi kontra czołgi, czołgi kontra... mina?!
Wybuchowa gra, chwilami czułem że szala zwycięstwa przeważa się na stronę oponenta, jednakże ostatecznie niezawodny blitzkrieg wsparty wybuchowymi niespodziankami pokazał, że nie masz czołgu nad BLITZTANKA!
6. Muleq - oj, to bardzo chciałem wygrać, za moją krzywdę na poprzednim turnieju
. Dlatego też mina Mulqa kiedy na szybko szarańcza obległa jego roboty, była dla mnie słodkim nektarem bogów
. Cały czas się pilnowałem i spokojnie dociągnąłem grę do końca, ku chwale wujka adolfa.
7. Wojtek - uff, tu się spociłem. Szybka talia bractwa kontra zdyscyplinowana machina wojenna. Początek wyglądał dość nieciekawie, nie mogłem wystawić odpowiedniej ilości szarańczy, jednakże z czasem miałem wrażenie, że zyskuję coraz więcej przestrzeni. Gra się przedłużała, bracia byli anihilowani na prawo i lewo i w końcu przeciwnikowi zaczęli się kończyć wojowie. Nastąpiła jeszcze jena próba odwrócenia gry ("Nie no, kto puszcza takie karty a później zakłóca?!"
), po czym już udało się dojechać BLITZTANKAMI! do linii mety.
8. Nemo - kolejna gra, w której na początku zrobiło mi się dość cieplutko. Przez brak punktów akcji, Nemo rozbudował się szybciej ode mnie i moi dzielni soldaci musieli ratować się uciek... ekhem, wycofując się na z góry upatrzone pozycje, zgodnie z niezwyciężoną doktryną wojenną. Później już im dłużej gra trwała, tym bardziej potęga tysiącletniej rzeszy przygniatała legionistów. W końcu wszelkie plugastwo zostało zanihilowane, a zwłoki zabrane do badań. Ku chwale!
9. Skoq - Skoq jest moim nemezis. Po prostu. W grach z nim zawsze dzieją się dziwne rzeczy -Evka w 1 turze mnie załamała i sprawiła, że musiałem czekać na falę, nie mogąc przeprowadzić skutecznego blitzkriegu. Później kilka małych błędów, i mimo tego, iż wydawało mi się w pewnej chwili że gra jest już rozstrzygnięta na korzyść przynoszących pokój całemu światu soldatów, popełniłem błąd decydujący - mimo zakłóceń puściłem grabież (no bo przecież co mi może zrobić - mam minę na stole, a on już użył pajacyka), z której wyskoczył biogigant. Po błyskotliwej akcji Skoqa z użyciem jokera straciłem swoje opcje zdjęcia go ze stołu, a wielka góra mięcha przerobiła czołgi na żyletki dla opętanych legionistów. Skoqu, następnym razem...!
10. Kati - jedyna gra na tym turnieju, której po prostu nie mogłem wygrać. Nie dość, że talia oponenta mi bardzo nie sprzyjała, to przy tym jak Katiemu siadł początek gry, a mi się zamuliła ręka, po prostu nie byłem w stanie zrobić nic poza patrzeniem, jak banda saperów mnie masakruje jak korwin lewaków. Smutny mecz, o którym chcę zapomnieć.
Chyba nikogo już nie pominąłem, dzięki za gry chłopaki, zwłaszcza tym, co ze mną wygrali, dzięki czemu wiem, nad czym pracować, by wrócić na sam szczyt w najbliższej przyszłości
, zwłaszcza, że miejsca inne niż 1 nigdy mnie nie zadowalają
. Ogółem bylo super. Do następnego!