Co do innych gier karcianych to miałem styczność z następującymi:
1. Magic The Gathering (albo jak to w Falloutach ujęli: Tragic The Gathering) jest grą ciekawą, mająca b.proste i klarowne zasady. Moja styczność z grą ograniczyła się do gry komputerowej dołączanej kiedyś za free do CD Action. Gra polegała na tym, że chodziłeś postacią po planszy i walczyłeś z różnymi przeciwnikami wygrywając karty i budując coraz silniejszy deck. Gra łącznie z dodatkami obejmowała karty z Alfa, Beta, Arabian Nights, Unlimited, Antiquities i czegoś tam jeszcze, a więc jedne z pierwszych kart, jakie wyszły. Zaletą było to, że można było pograć sobie kartami, które w rzeczywistości warte były fortunę (taki Black Lotus na przykład).
Sama mechanika gry jest banalnie prosta, nawet 5 letnie dziecko zrozumie. System jest doprecyzowany, rzadko są jakieś „errory”. Grałem taliami czerwoną (świetny offensive), zielona (strasznie dopakowane stworki mogące się „pompować” dodatkowo), niebieską (złośliwe czary) i czarną (stwory z ciekawymi umiejętnościami).
Grało się w sumie miło i przyjemnie, ale nic poza tym. Ilustracje do kart są raz lepsze jak gorsze, w sumie nie pamiętam żeby cokolwiek mnie zachwyciło tak jak ilustracje Bonnera. Zasadniczą wadą dla mnie było to, że brak było świata gry. Jacyś magowie (skąd, jak, gdzie) toczyli jakąś walkę nie wiadomo o co. Wszystko było zawieszone w próżni. Stwory, czary itp. to był praktycznie mix wszystkich światów fantasy razem wziętych. Dlatego też ciężko było się utożsamić z jakąś stroną i „wczuć się” w grę. Dlatego też mimo niezłej mechaniki (chociaż zasady wydawały mi się być zbyt proste i toporne czasami) świat mnie kompletnie nie wciągnął. Przeszedłem całą grę parę razy, było parę smaczków (jak np. fantastyczna karta Leech) i tyle. Gdyby świat gry osadzili w czymś konkretnych, powiedzmy jednym magiem byłby Gandalf, drugim Saruman, stwory/czary itp. by odzwierciedlały konkretne uniwersum itp. to gra by była pewnie lepsza (tak sobie rzuciłem przykład). Podobno już po wydaniu gry zaczęli kombinować jakiś konkretny świat do tego, z historią itp. ale to nie ta kolejność...
Kolejnym minusem jest to, że kart jest multum (dla innych może to być zaleta). Ile powstaje nowych kart rocznie? Min. 1 dodatek chyba. Niby plus, bo nowe karty, nowe umiejętności, nowe kombinacje, ale tak naprawdę bez pompowania gigantycznych ilości forsy nie masz szans na bycie „na czasie”.
Aha zapomniałbym, denerwujące jest też to, że 1/3 czy ½ twojej talii stanowią takie same karty, czyli landy, z których każdy praktycznie tak samo wygląda, ma takie same zastosowanie itp. (chociaż oczywiście są specjalne bajeranckie landy które są niestety rzadkie). Połowa talii to denne landy. Nie mówiąc już o tym, że masz już powiedzmy wystarczającą ilość landów w starterze, kupujesz boosterek żeby znaleźć coś fajnego i co? I 1/3 boosterka to landy z którymi już nie wiesz co masz zrobić. To tak jakby PA w Doomie były oddzielnymi kartami które się losuje.
2. Kult. Mocno reklamowany z MiM-ie a potem w Inferno. Niesamowicie mroczne ilustracje, wręcz niektóre odrażające, oryginalny świat gry itd. No ale walka aniołów z diabłami jakoś nie przemawia do mnie a karty mimo tego, że bardzo oryginalne nie podobały mi się w ogóle. Poza tym gra mocno „śmierdziała” satanistycznymi klimatami.
3. Thorgal. W dzieciństwie uwielbiałem ten komiks, miałem wszystkie odcinki. Fantastyczne ilustracje, wciągająca i oryginalna historia (no może do niewidzialnej fortecy, powrót Thorgala po latach to już tylko szybki i bolesny upadek w stronę chłamu, kiczu i pornografii). Kupiłem jedną talię startową ze względu na sentyment do komiksu (tak wiem, nabrałem się na ten chwyt marketingowy). Karty były ładne, ilustracje Rosinskiego wiadomo świetne, świat gry b.dobry. Ale co z tego jak mechanika w ogóle nie przypadła mi do gustu. Każdy robi swoje misje a przeciwnik mu w nich przeszkadza. Wolę bezpośrednią konfrontację między przeciwnikami. Dlatego też starter wylądował głęboko w szafce i już tam został (zaginął potem po ślubie i przeprowadzce).
4. Pokemon. Grałem z raz czy dwa czyimiś kartami z ciekawości (bo o grze było głośno swojego czasu). No, ale czego można oczekiwać po grze przeznaczonej dla osób w wieku 6-10. Prostackie reguły gry, nudna rozgrywka, jakieś przedziwne zasady, których do dziś nie rozumiem (stworki wychodzące z kul, zmieniające się w inne stworki, walczące nie wiadomo po co, kompletnie niezrozumiałe dla mnie). Kolejny duży minus – pól twojej talii zapychają karty energii, które są takie same (podobnie jak landy w Magicu).
5. Star Wars. Kiedyś wpadł mi w ręce booster (nie pamiętam jak). Jako, że nigdy nie byłem fanem filmu, nawet w dzieciństwie (dobiły mnie włochate małpki z procami, które rozbiły doborowy legion imperium) to karty wylądowały w śmietniku (ciekawe czy był wśród nich Darth Vader, podobno najdroższa karta w historii CCG;)).
6. Warhammer Inwazja. Zajrzałem na YouTube po wpisie któregoś z Was na forum, że gra w to. Świat znany, bo byłem kiedyś MG Warhammera RPG (chociaż zawsze wolałem świat i mechanikę AD&D). Obejrzałem sobie instrukcję gry (swoją drogą fajne profesjonalne opracowanie), jakieś przykładowe gry innych ludzi no i cóż, mechanika mnie nie zachwyciła. To co było niezłe to Developmenty, sposób na użycie w grze kart które ci są akurat nieprzydatne. Świetny pomysł naprawdę. W sumie to zdaje się, że każdą kartę można tam wykorzystać na 3 sposoby (do dawania kasy, jako development i zgodnie z jej przeznaczeniem). Dzieki temu nie możesz mieć niepotrzebnych kart w talii (w przeciwieństwie do DT, np. grając przeciw Bractwu i mając Cleansing Flame w talii). Kolejną ciekawą rzeczą jest to, że jest to system LCG. Każdy w danym starterze/dodatku ma te same karty. Nieźle. Więc nie decyduje zasobność portfela tylko pomysł. Z tego, co zrozumiałem, są także dodatki pod konkretne rasy. Brawo, jeszcze lepiej, można wzmacniać tylko swoją ulubioną rasę. To tak jakby w DT były oddzielne dodatki dla poszczególnych korporacji. Np. lubisz Cybera to kupujesz dodatek dla Cybera a nie booster Warzona w którym trafia Ci się Imperial, Mishima, Legion i wszystko tylko nie Cyber
(no ale to już różnica między LCG a CCG, wiadomo). Szczególnie nie podoba mi się walka, jest mało skomplikowana, tylko cechy ataku i cechy obrony (tak jak w Magicu). Toż to nawet Pokemon ma bardziej skomplikowaną walkę bo można różne ataki użyć
. Tym niemniej Warhammer Inwazja wydaje mi się najbardziej interesującą grą z tych, które wymieniłem (oprócz DT oczywiście). Chociaż nie da się ukryć, że "oszczędność" LCG w porównaniu do CCG jest fikcją, bo dodatków wychodzi cała masa i żeby być na bieżąco i tak musisz regularnie je kupować (a tanie nie są). Karty są też cieńsze od normalnych CCG dlatego też protektory są koniecznością a nie opcją.
7. DARK EDEN. Miałem starter i booster. Karty się zapodziały przy przeprowadzce wiec też ich już nie mam. Miałem nawet chyba sporo wartego rara (grizzly). Jako, że Paradaise Lost mi się bardzo nie spodobał to trudno żeby mi się spodobał DE. Synowie Rapsutina, Luterańska Triada i tym podobny chłam. Karty budynków okraszone tandetnymi grafikami komputerowymi, z których każda wyglądała tak samo (i znowu to, co irytowało w Magicu i Pokemonie, połowa talii to jeden rodzaj karty, w każdym razie graficznie wyglądające tak samo). Sam pomysł na wprowadzenie wątków ekonomicznych był niezły, ale wykonanie do bani. Mało ładnych ilustracji Bonnera, większość to Parente i to na dodatek w tej słabszej wersji (bo niektóre karty Parente potrafią być ładne). Mechanika gry kompletnie mi nie przypadła do gustu i skończyło się na 2-3 rozgrywkach. Kiepskie ilustracje, kiepski rozkład graficzny kart, mało emocjonujące walki (tylko 1 parametr), mało rodzajów kart (tylko 4: miejsce, przywódcy, wojownicy i intrygi), pół stołu zapchane budynkami, powolność rozgrywki. Generalnie taki mocno wybrakowany i „zepsuty” systemowo DT.
A czemu właśnie DT uważam, za najlepszą z tych gier?1. Sentyment z dzieciństwa. Wiadomo, pierwsza gra karciana, otwieranie z wypiekami na twarzy boosterow itp. To ma gigantyczny wpływ na postrzeganie tej gry przeze mnie. To tak jak pierwsza szczeniacka miłość.
2. Świat gry. Spójny, z historią, każdy znajdzie coś dla siebie spośród wielu frakcji. Ktoś lubi klimaty japońskie to polubi Mishime, inny wybierze francusko-angielski Imperial itp.
3. Ilustracje Bonnera. Nie trzeba nic więcej pisać, po prostu majstersztyk. Gdyby gra miała tylko ilustrację Parente to pewnie moja przygoda z DT skończyłaby się na kupieniu pierwszego startera.
4. Mechanika gry. Stosunkowo skomplikowana i dająca duże możliwości. Chyba najbardziej skomplikowane zasady spośród wszystkich gier, które wyżej wymieniłem.
5. Wymarcie gry. Czemu to zaleta? Bo jest zamknięta pula kart, nie są wydawane żadne nowe dodatki, gra nie jest „wysysaczem” kasy. Musisz kupić „żelazną” podstawę (zakłócenia, szczęścia itp.) i potem żeby złożyć nową talię nie musisz wydawać jakoś bardzo dużo kasy. Poza tym gra się „psuła” z każdym następnym dodatkiem. Już Apokalipsa była zdecydowanie gorsza pod każdym względem, a Paradaise Lost to dla mnie tragedia (do dzisiaj nie toleruję żadnych kart z tego dodatku). Gdyby gra dalej „żyła” obawiam się, że popsułaby się jeszcze bardziej. Dlatego paradoksalnie to, że gra upadła jest dla mnie sporą zaletą.
A jakie są Wasze doświadczenia z innymi grami karcianymi? W jakie gry karciane oprócz DT gracie i dlaczego?